Zakon

Bł. David Carlos de Vergara (1907-1936), męczennik.

Urodził sie w Asarta (Navarra) 29.12.1907 r. Rodzicami jego byli Dominik Carlos i Gregoria Maranón. Został obłóczony w habit pijarski w Peralta de la Sal 04.03.1931 r. Pierwszą profesję jako brat zakonny złożył 12.06.1932 r. Profesję wieczystą złożył w Peralta de la Sal 28.06.1935 r. Życie zakonne wiódł w Peralta pracując w kuchni i w ogrodzie. Zginął w okolicach Gabasa 28.07.1936 r. Jego szczątki są zachowane w kościele pijarskim w Peralta da la Sal.

Chociaż br. David Carlos przeżył tylko pięć lat jako zakonnik, pijar, jego osoba jest godna wspomnienia, nie tylko przez jego wczesne męczeństwo i świadectwo wiary, ale również przez wyjątkowość życia.

Kiedy 23.07.1936 r. przybyli do Peralta de la Sal komuniści z Binefar z zamiarem wysadzenia Kolegium, Brat Dawid wraz z innymi współbraćmi, nowicjuszami, postulantami, udał się do oratorium nowicjatu, aby otrzymać rozgrzeszenie i przygotować się na śmierć.

"Po zakończeniu modlitwy - pisze jeden z eksnowicjuszy - Brat Dawid, który był z nami zeszedł na portiernię i patrzył przez dziurkę od klucza. Zobaczył, że na placyku było kilku chłopców, którzy się bawili. Otworzył drzwi i zbliżył się do nich pytając czy nie wiedzą, gdzie są owi ludzie, którzy przybyli ciężarówką i z bronią, aby spalić Kolegium. Ci powiedzieli, że poszli sobie. Brat Dawid przekazał tę wiadomość o. Rektorowi i Wspólnota mogła mieć trochę ulgi. Skierował się więc do kuchni, aby przygotować kolację".

Niestety o 20.30, zakonnicy i postulanci zostali siłą wyprowadzeni z Instytutu i zamknięci w domu Llari. Brat Dawid dotarł tam trochę później razem z Rektorem Dionizym Pamplona eskortowani przez uzbrojonych ludzi.

W domu Llari udało się zachować nastrój zakonny wyznaczany przez modlitwę: oddychało się prawdziwą atmosferą męczeństwa. Zakonnicy, trzech ojców i dwóch braci, mieli pełną świadomość bycia więźniami, zwłaszcza po zabiciu o. Dionizego Pamplona. Czekali na moment swego stracenia.

Kiedy rankiem 28 lipca przybyli do Peralty obcy z zamiarem zabicia księży, którzy się znajdują w miejscowości, Brat Dawid był jedną z ofiar, razem z O. Emanuelem Segura. 26 lipca miał szczęście przyjąć Komunię Świętą, dzięki której jego dusza była gotowa złożyć najwyższe świadectwo wiary.

Uścisnął serdecznie o. Faustino Oteiza i Br. Florentyna Felipe i udał się spokojnie do samochodu, który czekał na niego na zewnątrz, przed drzwiami domu Llari. Kiedy przeszedł przez placyk Kolegium wzruszył się bardzo widząc obrazy i paramenty kościelne rozrzucone na ziemi a jeszcze bardziej widząc strąconą figurę św. Józefa Kalasancjusza. Doznał sciśnięcia serca, ponieważ był wielkim czcicielem Fundatora Szkół Pobożnych. Na tym placu także on, jak o. Emanuel Segura, został spoliczkowany przez młodzieńca, który stał na stopniu samochodu. Przyjął ten policzek bez wypowiadania słów złości.

Opuszczając Peraltę, gdzie spędził pięć szczęśliwych lat życia zakonnego na pokornej pracy w kuchni i ogrodzie, dziękował Panu, że pozwolił mu "zrobić coś dla Niego". W męczeństwie widział nową okazję okazania Mu całej swojej wdzięczności.

Według świadectwa o. Ilario Fernandez, który w tamtym roku był nowicjuszem w Peralta, wydaje się, że Brat Dawid nie był przeznaczony na śmierć, gdyż nie był kapłanem i był przez większość znany jako bardzo dobry pracownik. Dlatego powiedziano mu, że jeśli chciałby uratować swoje życie, wystarczy zdjąć habit zakonny. Ten gest byłby wystarczającym, aby naprawić swoje "błędy" przeszłości. Br. Dawid nie zaakceptował propozycji, która dla niego oznaczałaby zanegowanie swojej wiary i tożsamości zakonnej. Odpowiedział z prostotą, że mogą go zabić.

I tak się stało. Jak tylko samochód dojechał na drodze prowadzącej do Gabasa, do miejsca skąd dostrzega się Purroy, kazano mu wysiąść razem z o. E. Segurą. Poprowadzono ich ok. 50 metrów od skrzyżowania do miejsca, w którym było trochę dębów. O tym, co wydarzyło się tam wtedy, poza strzałami i spaleniem ciał, nie wiemy nic pewnego. Jest ktoś, kto twierdzi, że Br. Dawid upadł na kolana i przyjął śmierć w takiej pozycji. Jedna rzecz została dowiedziona: jego oblicze było skierowane ku niebu i jego ręce były skrzyżowane na piersiach.

Jego ciało, podobnie jak O. Emanuela Segura, zostało spalone, po kilkakrotnym polaniu benzyną. Zostało bardzo mało szczątków: trochę popiołu i kilka fragmentów kości, które teraz są przechowywane w kościele pijarskim w Peralta de la Sal. Niebo było jedynym jego grobem, jak mówi napis zrobiony na małym pomniku ustawionym w miejscu, w którym poniósł męczeństwo.

***

Biografia br. Dawida jako pijara nie jest bogata w wiadomości, ponieważ tylko kilka lat przynależał do Zakonu i wszystkie przeżył w Domu w Peralta de la Sal. Jednak nie zapomniano rysów charakterystycznych osobowości tego pokornego zakonnika, którego Pan prowadził przez życie prostoty do chwały męczeństwa. Główne wiadomości informacje o jego życiu mamy od jego siostry Matki Pauli, która była pijarką.

Jego rodzina była zamożna wśród najbogatszych w miejscowości, z dwanaściorgiem dzieci. W domu panowała atmosfera pobożności: różaniec każdego wieczoru pod kierownictwem ojca, modlitwa rano i wieczorem, przed i po posiłkach, uczęszczanie do kościoła, miłość do biednych, życie powściągliwe i pracowite.

Br. Dawid miał wiele przykładów do naśladowania w swojej rodzinie i nie bez owocu. Od małego okazywał szczególną pobożność, która objawiała się w zainteresowaniu z jakim uczęszczał na lekcje religii, w służeniu przy ołtarzu jako ministrant i w innych znaczących gestach jak towarzyszenie w domu każdego wieczoru, po modlitwach, staruszce.

Siostra Paula przypomina, że Dawid "był bardzo wesoły i nieraz hałaśliwy, ale najwyższej czystości: zachował zawsze duszę nieskalaną".

Nie podobało mu się chodzenie do szkoły. Za to fascynowało go życie wiejskie. Przede wszystkim lubił podlewać warzywa. Kiedy wracał do domu z pola mówił zadowolony do matki: "niedługo przyniosę ci wspaniałą sałatę! Pomidory już dojrzały! Jak wspaniałe osty będą w tym roku! Już są cebule i ogórki...".

Stając się dorosłym, udawał się na wieś z ojcem i starszym bratem: pracował na akord, aby przyczynić się do ulepszenia gospodarstwa i domu. Latem wstawał bardzo wcześnie, aby pomagać załadować towary na wozy. Do późnego wieczoru przebywał na polu, podlewając jarzyny.

Kiedy Dawid osiągnął wiek 17 lat, siostra Paula, chcąc zostać zakonnicą, opuściła rodzinę. Wspominając ostatni dzień spędzony w domu, tak pisze: "W ostatnim dniu, który spędziłam w rodzinie zobaczyłam go bardzo smutnego. Na koniec podszedł do mnie i powiedział mi: Dlaczego zostajesz zakonnicą? Nie wiesz, że jeśli jest jakaś rewolucja, to pierwszymi, którzy są zabijani są księża i siostry zakonne?"

W wieku 21 lat musiał odbyć służbę wojskową. Trzy miesiące pozostał w Huesca, a potem został wysłany do Kapitanatu Generalnego w Saragossie, w charakterze ordynansa kapitana. Nie miał innego zadania jak tylko towarzyszyć dziecku w szkole i robić jakieś sprawunki. Mając bardzo dużo wolnego czasu, odwiedzał często siostrę Matkę Paulę, która w tych latach przebywała w Saragossie w Kolegium "de las Delicias". Podczas takich wizyt wymieniali między sobą wiadomości z domu i Dawid opowiadał o swoim życiu w koszarach. Matka Paula dowiedziała się, że jej brat miał zwyczaj dzielić się ze swoimi kompanami bardziej ubogimi pieniędzmi, które otrzymywał od rodziny. Często, spacerując w ogrodzie, odmawiali razem różaniec. Przed wyjściem z Kolegium, Dawid udawał się do kaplicy, aby nawiedzić Najświętszy Sakrament.

"Kiedy żegnał się ze mną - wspomina Matka Paula - pytał mnie lub lepiej stwierdzał: mówili, że rodzina odchodzi trochę od Boga, ale w moim przypadku jest na odwrót". Kiedy przebywałam z moim bratem Dawidem, czułam bardziej pragnienie, nawet głód Boga... Miał coś Bożego i wydawał się mnie to przekazywać tak że zostawiał mnie bliżej Niego".

Prostota, która charakteryzowała jego młodość, ozdobiona cnotami zwykłymi, ale przez to nie mniej zasługującymi przygotowywała jego duszę do otrzymania od Pana łask szczególnych. Pierwszą była łaska powołania zakonnego. Jak zrodziła się w nim myśl zostania pijarem, to opowiada jeszcze Matka Paula, powiernica tego szczególnego żołnierza.

"Pewnego dnia odnalazł mnie w "Delicias" i powiedział mi "Słuchaj, mam już 21 lat i jeszcze nie zrobiłem nic dla Boga, oto myślałem zostać zakonnikiem i według mnie najlepiej zostać redemptorystą. Bardzo mi się podoba ich surowy duch". Mnie bardziej podobało się, żeby został pijarem, ale nie powiedziałam mu swego pragnienia. Ograniczyłam się do powiedzenia: "Jeśli taka jest twoja wola, to idź za nią". Kilka dni później, wrócił, aby odwiedzić mnie i opowiedział z całą naturalnością to, co się jemu przydarzyło. Podczas wędrówki po Saragossie zbliżył się do niego kapłan, który poprosił go o jałmużnę. Włożył rękę do kieszeni, z której wyciągnął monetę. Dał mu ją. Jednak kapłan powiedział: "Nie chciałbyś zostać pijarem?" Słysząc to opowiadanie przeszedł dreszcz po całym moim ciele. Zapytałam go: "Jak był ubrany ten kapłan?" Odpowiedział mi: "Na czarno". "Rzecz dziwna - powiedziałam mu - ponieważ pijarzy nie zbierają jałmużny!"

Od tego dnia nie myślał o niczym innym, jak tylko by być pijarem. Miłość, którą darzył zawsze fundatora Szkół Pobożnych skłania mnie do przekonania, że tym, kto poprosił go o jałmużnę, był nie kto inny, tylko sam św. Józef Kalasancjusz.

"Kiedy potem słyszałam go mówiącego o Świętym Fundatorze, wielkości Szkół Pobożnych i o każdym z ich członków, wydawało mi się być nie przed bratem zakonnym, ale przed jakimś literatem. To był ogień namiętności i entuzjazm z jakim mówił, tak, że mi z wrażenia usta się otwierały". Kiedy Dawid oznajmił w rodzinie swoją decyzję, ojciec go objął i wykrzyknął: "Czego ci brakuje w domu, że ty chcesz odejść od nas?" Odpowiedź była ta sama co dał siostrze, Matce Pauli: "Mam już 21 lat i jeszcze nic nie zrobiłem dla Boga!". Również matka żałowała z powodu jego wyjazdu. Tak bardzo, że kiedy powracał z wojska, radość wracała do dom.

Mimo, że czuł ciężar ofiary w opuszczeniu rodziny i posiadłości, Dawid był bardzo szczęśliwy, że zostanie zakonnikiem. Był zadowolony przede wszystkim dlatego, ponieważ przybliżyła się możliwość "zrobienia czegoś dla Boga". Jego ojciec towarzyszył mu do Kolegium pijarskiego w Estella, gdzie został przyjęty z otwartymi ramionami przez o. Emmanuela Pazos.

W okresie próby, którą odbył w Estella, zostały mu powierzone prace w ogrodzie; poświęcił się temu z takim zainteresowaniem i taką troską, z jaką pracował na ziemi swojej rodziny. Kiedy słyszał jak mówili mieszkańcy Estella: "Opuściłeś swój dom, aby bogacić zakonników?" odpowiadał: "Jak oni są niemądrzy. Nie zdają sobie sprawy z tego, że cała korzyść jest moja, a nie ich!"

Zakończywszy okres próby, przeszedł do Peralta de la Sal, siedziby nowicjatu, gdzie otrzymał habit. Miał za Magistra o. Faustina Oteiza, który szybko ocenił skarbiec cnót owego pracownika nawarańskiego, który stał się nowicjuszem i kucharzem Wspólnoty. W wolnym czasie pilnował prac w ogrodzie. Najsprytniejszy i staranny, który nie miał nic do uczenia się.

Jego życie upływało w prostocie i pokorze. Jego postępowanie było bez zarzutu, wielki jego duch modlitwy. Podczas nowicjatu mógł korzystać z przykładów cnotliwych, które przychodziły od wybranych zakonników, jak o. Faustyn Oteiza i o. Emmanuel Segura.

Po pierwszej profesji został w Peralta de la Sal, w charakterze kucharza i ogrodnika. Pośród pierwszych inicjatyw od niego pochodzących była ta, aby zabronić obcym wchodzić do kuchni. Zwykł mówić: "Przez to zarządzenie będziemy zobowiązani do ściślejszego zachowania milczenia i do lepszego wykorzystania czasu."

Jako zakonnik, był zadowolony. Tak pisał do siostry, Matki Pauli: "Każdego dnia, który mija, czuję się jeszcze bardziej zadowolony". W pewnym liście do najbliższych mówi: "Co za szczęście znalazłem w tym Domu! Nie żałujcie mnie, ponieważ, jeśli zobaczylibyście moje serce czasami wydaje się, że wychodzi ze swego miejsca, przez radość i zadowolenie, jakich doświadczam".

"Mając zawrzeć w paru słowach - pisze o. Valentyn Aisa - ideał, optykę jego egzystencji, motyw i stymulację jego aktywności przez cały czas, w którym Brat Dawid przebywał w Peralcie, użyłbym jego własnych słów: "Odwagi, jesteśmy świętymi!"

Kiedy przyszedł moment dania świadectwa swojej wiary, nie stracił spokoju. Idąc za przykładem o. Segura uklęknął u nóg o. Faustino Oteiza, który był jego spowiednikiem i przygotował się na męczeństwo. Bez wątpienia, podczas schodzenia po schodach domu Llari i wchodząc na auto, które miało go zawieźć na męczeństwo, czuł się tak zadowolony, że umiera dla Chrystusa, że jego serce wydawało się wychodzić ze swojego miejsca.

Za: www.hiszpania-online.com